Muzyka Razem: Jazz to wspólne granie. Odpada uczenie się w samotności.
Jazz to wspólne granie. Odpada uczenie się w samotności.
Michał Przerwa-Tetmajer: Pana związek z muzyką to kilkadziesiąt lat różnorodnych doświadczeń. Proszę nam zdradzić, jak rozpoczęła się ta przygoda, jakie były jej początki?
Włodzimierz Nahorny: Jednym z moich najstarszych, muzycznych wspomnień jest płytoteka ówczesnego narzeczonego mojej starszej siostry, inżyniera, prawdziwego jazzfana,– Jana Sitkowskiego. Miałem wtedy 3, może 4 lata i słuchałem tego co oni – właśnie jazzu. Odpowiednio przygotowany przeszedłem edukację w szkole muzycznej w Kwidzynie, później postanowiłem kontynuować naukę w Gdańsku. Mieszkając u siostry i Jana, który był już jej mężem – poznałem między innymi Józefa Balceraka. Panowie wydawali wtedy
w Gdańsku pismo Jazz, jedyne tej klasy wydawnictwo muzyczne w Europie Wschodniej. Wychodziło przez niemalże 40 lat, do śmierci Józefa. Później Jazz Forum przejął schedę, rozszerzając obszar oddziaływania na cały świat. Zaczęli pisać po angielsku. Z tego co wiem, jak Jan Byrczek rezydował w Nowym Jorku, bardzo zabiegał o to, żeby pismo było znane jak najszerszej publiczności. Miałem zatem mocno jazzowe dzieciństwo i młodość – słuchałem na okrągło Ellingtona, Goodmana, Teddy Wilsona, Garnera – wszystkich największych, swingowych muzyków. Te dźwięki są we mnie do dziś, tym bardziej że to był czas, kiedy płyty CD nie istniały, tak naprawdę nie było nawet winyli. Słuchało się płyt odtwarzanych na patefonie, takich 2,5 – 3 minutowych.Czytaj więcej »Muzyka Razem: Jazz to wspólne granie. Odpada uczenie się w samotności.